Gość, którego nie było

podroz poslubna w azji

Gość, którego nie było

Gość, którego nie było

Przy ostatnim spotkaniu rodzinnym zdarzyła mi się zaskakująca sytuacja. Otóż podczas wielkanocnego zlotu rodziny męża przedstawił mi się pewien wujek wraz z synem...

Cóż w tym dziwnego? – powiecie. Przecież to grzeczne, miłe i chyba oczywiste, że ktoś przedstawia się nieznajomemu.

A właśnie…

Miesiąc po Wielkanocy świętowaliśmy z mężem okrągłe 10-lecie naszego związku. Nie małżeństwa, bo ono jest trzy razy krótsze, ale związku właśnie. Nie widujemy się z rodziną męża często, ale wspomniani mężczyźni na przestrzeni tych lat (ba, prawie dziesięcioleci!) mieli już okazję mnie poznać. Co więcej, u młodszego z nich bawiłam się na weselu!

Mężczyzna jest już po rozwodzie, więc może woli nie wspominać tamtych czasów? Niemniej jednak poczułam się dziwnie i od razu pojawiła się w mojej głowie taka oto refleksja:

Jaki jest sens zapraszania na najważniejszą uroczystość w swoim życiu osób kompletnie nieznanych albo takich, których nie mamy nawet zamiaru poznać i zapamiętać? Czy naprawdę chcemy cieszyć się naszym szczęściem z anonimowymi figurantami? Czy nie lepiej organizować małe wesela, takie, gdzie twarz każdego z gości będzie nam znana, a jeśli nawet zdarzy się tak, że widzimy ją po raz pierwszy – znajdziemy czas i ochotę na to, żeby poznać, kto się za nią kryje?

Być może histeryzuję. Być może jestem egocentryczna? Ówczesny pan młody miał chyba dość na głowie, żeby jeszcze skupiać swoją energię na bliższym poznaniu dziewczyny kuzyna?

A jednak na moim weselu nie było takiej osoby, której bym dziś, trzy lata później nie pamiętała z imienia. Była kuzynka z chłopakiem, z którym już dzisiaj nie jest, ale do dziś pamiętam jego twarz, imię i uśmiech, gdyż zapraszałam go na ślub osobiście.

Mówię więc otwarcie – jest mi przykro. Jest mi przykro, że ktoś, na kogo wesele włożyłam najlepszą wówczas sukienkę, dla kogo postarałam się o ładną kartkę i bukiet kwiatów, komu składałam pod kościołem życzenia od serca, kto uśmiechał się do mnie, ściskał moją rękę i żartobliwie pouczał mojego przyszłego męża: „pilnuj jej!” – po pewnym czasie kompletnie mnie nie pamięta.

Rozumiem, że mógł zapomnieć mojego imienia, czy prezentu, jaki ode mnie otrzymał. Ale nie kojarzyć zupełnie, że już się kiedyś spotkaliśmy i zapoznaliśmy? Moim zdaniem to smutne i niekorzystnie świadczy o czasach, w jakich żyjemy i podejściu do organizacji wesel, jakiemu hołdujemy.

Ciekawa jestem Waszego zdania w tym temacie.

Czy zapraszacie na swoje wesela osoby zupełnie obce, tzw. „osoby towarzyszące” bez imienia i nazwiska?*
Czy, jeśli już takie osoby zaprosicie, staracie się je przynajmniej poznać?
I ostatnie: czy uważacie, że przesadzam? ;)

*Gdy na jedno z wesel w rodzinie, będąc już narzeczoną, otrzymałam zaproszenie jako anonimowa osoba towarzysząca, cóż, odmówiłam przybycia.

Fot. daliscar1

Moje przygody z prezentami od przygody
Sesja ślubna w trakcie czy po ślubie?

Related Posts

 

Komentarze (7)

This comment was minimized by the moderator on the site

Przesadzasz. Tyle w temacie.

This comment was minimized by the moderator on the site

Witaj. Zgadzam się z Tobą. Obecnie jestem narzeczoną i uważam, że skoro rodzina mojego przyszłego męża zna mnie bardzo dobrze to powinni na wszelkich zaproszeniach pisać moje imię i nazwisko a jest zawsze Osoba Towarzysząca. Jak to widzę to...

Witaj. Zgadzam się z Tobą. Obecnie jestem narzeczoną i uważam, że skoro rodzina mojego przyszłego męża zna mnie bardzo dobrze to powinni na wszelkich zaproszeniach pisać moje imię i nazwisko a jest zawsze Osoba Towarzysząca. Jak to widzę to szczerze nie mam ochoty nigdzie iść.

Czytaj więcej
This comment was minimized by the moderator on the site

Ja kiedy organizowałam swoje wesele to starałam się zapraszać osoby konkretne tzn. zapraszając kolegę czy koleżankę zapraszałam ich z konkretną osobą chłopakiem/dziewczyną, dzięki temu już znałam imię osoby towarzyszącej i nie musiałam...

Ja kiedy organizowałam swoje wesele to starałam się zapraszać osoby konkretne tzn. zapraszając kolegę czy koleżankę zapraszałam ich z konkretną osobą chłopakiem/dziewczyną, dzięki temu już znałam imię osoby towarzyszącej i nie musiałam zapamiętywać go w dniu wesela . Z "osobą towarzyszącą" zapraszałam w momencie kiedy ktoś generalnie nie miał partnera, ale pozostawiałam mu możliwość przyjścia z kimś (poza tym zawsze mogłam nie wiedzieć, że od krótkiego czasu osoba zapraszana nie jest już singlem). Myślę, że jest to najlepsze rozwiązanie P.S. Nie pamiętam jak miał na imię chłopak dalekiej kuzynki, ale z pewnością poznałabym go gdybyśmy się spotkali

Czytaj więcej
This comment was minimized by the moderator on the site

Zgadzam się - po części. Niektórzy mają po prostu problem z zapamiętywaniem twarzy i zwłaszcza po paru latach mogą się pomylić, co nie jest równoznaczne z lekceważeniem. Mi samej zdarza się na większych imprezach pytać dyskretnie: "Kto to jest?...

Zgadzam się - po części. Niektórzy mają po prostu problem z zapamiętywaniem twarzy i zwłaszcza po paru latach mogą się pomylić, co nie jest równoznaczne z lekceważeniem. Mi samej zdarza się na większych imprezach pytać dyskretnie: "Kto to jest? Znam?" ;)
A co do zaproszeń, myślę, że póki para nie jest zaręczona, można pisać "osoba towarzysząca", bo bywa, że do ślubu tacy się rozstaną, a imienne zaproszenie zostaje, co może być niezręczne. Natomiast jeśli zapraszana para jest już zaręczona, to nie wypisanie narzeczonej/narzeczonego z imienia to zdecydowane faux pas.

Czytaj więcej
There are no comments posted here yet

Skomentuj

  1. Posting comment as a guest.
Załączniki (0 / 3)
Share Your Location

Osoby online

Odwiedza nas 169 gości oraz 0 użytkowników.

O blogu

Dzień ślubu jest tak wyjątkowy, że długo nie można o nim zapomnieć. Ba, niektóre panny młode nawet po fakcie nie potrafią lub zwyczajnie nie chcą rozstać się z tematyką dekoracji, falbanek, smakołyków, życzeń, prezentów, uniesień – przecież o tylu rzeczach można by powiedzieć przyszłym narzeczonym.

Tak jest z nami. MałgorzataMadeline to co prawda stuprocentowe mężatki, ale z głowami pełnymi ślubnych i weselnych refleksji, porad, inspiracji. Co byśmy zmieniły w naszych ślubach, a z czego jesteśmy dumne? Przed czym chciałyśmy przestrzec przyszłe panny młode i na co zwrócić ich szczególną uwagę w czasie szaleństwa przygotowań? Nie zabraknie też spojrzenia na ślub i wesele z przymrużeniem oka – bo naprawdę warto przeżyć ten dzień na luzie i z uśmiechem!