Luty był (dla mnie) jednym z najgorszych miesięcy na ślub. Bo zimno, bo nie ma „R”, bo szaro, buro i ponuro, bo tak. Nawet jako gość nie chciało mi się iść. Ja – ciepłolubna i wygodna istota, zwyczajnie bałam się, że zmarznę. Fakt, w kościele nie było zbyt ciepło, ale wesele było gorrrrące!
Wystroiliśmy się w nowe, kupione na wyprzedaży ciuchy i ruszyliśmy na ślub mojej kuzynki. Do reklamówki włożyłam pantofle, a na nogi ciepłe kozaki. Pod żółty płaszcz (tak na wszelki wypadek) założyłam ciepły sweter, mąż miał ciepłą, elegancką kurtkę. Zauważyłam w kościele, że wielu gości miało problem z odpowiednim dobraniem odzieży wierzchniej. Większość z nas skupia się na garniturze i sukniach zapominając, że sportowa kurtka z kapturem zupełnie nie pasuje do weselnego klimatu.
Panna Młoda wyglądała przepięknie. Biała suknia, czerwony płaszcz i szpilki oraz podkreślone usta. Pan Młody w eleganckim, czarnym płaszczu. Tego dnia akurat padał śnieg. Mieli szczęście. W końcu tylko dlatego wybrali luty na miesiąc ślubu. Oboje są zwariowanymi ludźmi, uwielbiającymi jeździć na nartach i snowboardzie. Ich „wakacje” zawsze są zimą.
Wesele odbyło się w klimatycznej karczmie. Czułam się jak w górach! Drewniane stoły, ławy, urokliwe ozdoby i kominek przy którym można było ogrzać zmarznięte dłonie.
Warto wspomnieć o menu weselnym. Na początku rozgrzała nas… kwaśnica, czyli zupa z kiszonej kapusty. Na drugie danie do wyboru: ryba, golonka albo żeberka z bukietem kolorowych surówek i porcją ziemniaków. Na stole były sery – oscypek i bundz, wędzonki, dużo sałatek. Na uboczu stał też stół wiejski, gdzie można było napić się grzanego wina, zjeść pajdę chleba posmarowaną smalcem, napić się z wujkiem bimberku albo cytrynówki.
Muzyka była różna: hity grane w radio, stare piosenki oraz góralskie przyśpiewki.
Każdy z gości otrzymał mały słoiczek miodu albo dżemu. Jak się okazało, nie zostały zakupione w sklepie, ale zrobili je babcia z dziadkiem Pana Młodego. Brawo!
Bawiliśmy się świetnie, zostaliśmy też poniekąd zarażeni pasją do gór i postanowiliśmy w niedługim czasie pojechać do Zakopanego, bo wstyd się przyznać, ale nigdy nie byliśmy!
Fot. isapisa
When you subscribe to the blog, we will send you an e-mail when there are new updates on the site so you wouldn't miss them.
Pomimo że jestem mężatką od ponad czterech lat, nadal interesuję się tematyką ślubną. Moje przygotowania do ślubu trwały 3 miesiące: w lutym się zaręczyłam, a w czerwcu już tańczyłam na swoim weselu. Dotąd swoim hobby i doświadczeniem dzieliłam się jedynie z koleżankami, ale pewnego dnia w mojej głowie zakiełkował jednak pomysł, by swoimi pomysłami dzielić się też z innymi. Chcę pokazać przyszłym pannom młodym, że organizacja wesela to nie tylko stres, ale świetna zabawa.
Odwiedza nas 145 gości oraz 0 użytkowników.
Dzień ślubu jest tak wyjątkowy, że długo nie można o nim zapomnieć. Ba, niektóre panny młode nawet po fakcie nie potrafią lub zwyczajnie nie chcą rozstać się z tematyką dekoracji, falbanek, smakołyków, życzeń, prezentów, uniesień – przecież o tylu rzeczach można by powiedzieć przyszłym narzeczonym.
Tak jest z nami. Małgorzata i Madeline to co prawda stuprocentowe mężatki, ale z głowami pełnymi ślubnych i weselnych refleksji, porad, inspiracji. Co byśmy zmieniły w naszych ślubach, a z czego jesteśmy dumne? Przed czym chciałyśmy przestrzec przyszłe panny młode i na co zwrócić ich szczególną uwagę w czasie szaleństwa przygotowań? Nie zabraknie też spojrzenia na ślub i wesele z przymrużeniem oka – bo naprawdę warto przeżyć ten dzień na luzie i z uśmiechem!