Po stokroć warto!
Nie każdej pannie młodej gotówka wysypuje się z kieszeni, a makijaż wykonany u kosmetyczki do najtańszych nie należy, ale wierzcie mi – to nie miejsce, gdzie powinnyśmy szukać weselnych oszczędności.
Obok sukni i fryzury, makijaż będzie najważniejszą częścią naszego wizerunku. Będzie widniał w naszych wspomnieniach i na każdym zdjęciu.
Szczęśliwe te panny młode, które potrafią umalować się same lub dysponują zdolnymi w tym fachu siostrami czy przyjaciółkami. Reszcie pozostają makijażystki, a dwukrotna wizyta u takowych jest absolutnym minimum.
Dlaczego? Posłużmy się obrazowym przykładem: posadźmy koło siebie 10, choćby najbardziej utalentowanych plastycznie kobiet i każmy im pomalować pisanki. Jak łatwo się domyślić, każda z nich będzie inna: jedna całkiem naturalna, druga wściekle kolorowa, trzecia obsypana brokatem itp.
Podobnie każda z pań kosmetyczek ma swój styl i swoją wizję. Jedna kocha naturę i nasz makijaż będzie ledwie widoczny, druga uprze się, że najważniejsze jest, aby dobrze wyglądać na zdjęciach i pokryje naszą twarz grubą warstwą tynku – miłego dla oka tylko z odległości minimum 5 metrów (a pan młody raczej będzie bliżej!).
Wiecie co ja usłyszałam w salonie "piękności" po nieudanym makijażu próbnym? "Nikt nie będzie patrzył na panią z tak bliskiej odległości, a goście przy pocałunkach zwykle zamykają oczy". Prawda, że zachęcające? – panna młoda w wydaniu akceptowalnym tylko przy zamkniętych oczach...
Nie ma innej rady – przed ślubem trzeba to po prostu sprawdzić i ustalić jakąś jednolitą wersję naszego ślubnego oblicza.
I bardzo ważna kwestia: aby makijaż próbny miał sens, uwiecznijmy ten udany na zdjęciu lub dopilnujmy, aby pani wizażystka dokładnie go gdzieś sobie opisała. Zdarzają się bowiem sytuacje, że makijaż wykonywany w dniu ślubu nieco różni się od zaakceptowanego próbnego, bo został źle zapamiętany.
Ciekawa jestem waszych przygód związanych z makijażem ślubnym.
(foto by overfallx )