Mój pierwszy wpis na blogu nie mógłby być o niczym innym jak o zaręczynach. A ponieważ sama uwielbiam słuchać czyichś historii związanych z oświadczynami, to postanowiłam podzielić się tu swoją własną.
Zacznę od tego, ze razem z moim partnerem (teraz już narzeczonym) znaliśmy się dość długo bo 6 lat, a od 2 cały czas byliśmy pytani przez znajomych, moją i jego rodzinę „kiedy wreszcie ślub?”. Zawsze śmialiśmy się z tego, bo jakoś nie przywiązywaliśmy do kwestii ślubu zbytniej wagi i też nigdy nie poruszaliśmy tego tematu, chyba że w żartach. Było nam dobrze ze sobą i to się dla nas liczyło, a ślub wydawał nam się niepotrzebną formalnością. Tak też wówczas myślałam…
Wszystko zmieniło się tego lata, a dokładniej w sierpniu. Rodzice mojego Narzeczonego obchodzili w tym roku 35-lecie ślubu. Impreza na około 50 osób, chyba cała jego rodzina się zjechała. Moi rodzice i siostra również tam byli. I jak zawsze przy tego typu okazjach zewsząd pytania w stylu „kiedy wy się w końcu pobierzecie?”. Mój, wtedy jeszcze partner, opanowany jak zawsze odpowiadał „pożyjemy zobaczymy”, nawet mrugnięciem się nie zdradził!
W pewnym momencie jego rodzice wyszli na środek, a jego tata wręczył mamie kwiaty i zaczął dziękować za wszystkie wspólne lata, cudowne dzieci itd. Na koniec zwrócił się do nas, że ma nadzieję, że i my będziemy kiedyś tak szczęśliwym małżeństwem jak oni. Na to mój narzeczony wstał mówiąc „a skoro już o tym mowa…”, wyjął z kieszeni pudełeczko (oczywiście wiadomo z jaką zawartością) i przy wszystkich oświadczył, że nie wyobraża sobie życia beze mnie i coś tam jeszcze, ale niestety byłam tak zszokowana, że niczego już nie słyszałam…
Przez pierwszych kilka sekund myślałam, że to żart - mój Narzeczony ma specyficzne poczucie humoru. Jednak gdy zobaczyłam pierścionek i miny ludzi wokół to zrozumiałam, że to nie jest żart! Możecie sobie tylko wyobrazić w jakim szoku byłam! Serio, kompletnie się nie spodziewałam. Zawsze mi się wydawało, że to niemożliwe, aby się nie domyślić, że facet chce się oświadczyć, a jednak…
Oczywiście w końcu odzyskałam mowę i się zgodziłam!. Jak sobie o tym przypomnę to chce mi się śmiać z samej siebie. Narzeczony do dziś powtarza, że żałuje że mi zdjęcia wtedy nie zrobił, żebym mogła zobaczyć jaką miałam minę kiedy się oświadczał ;)
Koniecznie napiszcie jak to było u Was. Czy się spodziewałyście co się święci, czy tak jak ja kompletnie dałyście się zaskoczyć?
Fot. atkinson000