Sala weselna, suknia i obrączki to nie wszystko. Przed ślubem trzeba też zadbać o siebie: włosy, skórę, dłonie i stopy. Właśnie, stopy! Wydają się mało ważne, a dla wielu kobiet przesuszone pięty to zmora i założenie sandałów wydaje się tylko marzeniem…
Jest wiele sposobów na wygładzenie skóry stóp: wizyty u kosmetyczek, szorowanie tarką albo pumeksem albo moje nowe odkrycie – maska złuszczająca.
Pierwszy raz użyłam jej wiosną. Moim zdaniem jest to najlepsza pora, by zadbać o swoje stopy przed sezonem sandałowym. Po użyciu maski, przez okres około dwóch tygodni ze stóp schodzi skóra. Założenie w tym czasie odkrytych butów jest raczej niemożliwe. Nie warto więc stosować maseczki tuż przed ważnym wydarzeniem, np. ślubem.
Ale zacznę od początku. Na czym polega kuracja tą magiczną maską? Opakowanie kosmetyku zawiera zwykle foliowe skarpetki wypełnione płynem na bazie kwasów roślinnych. Musimy założyć je na stopy na ok. 60-90 min. Dodatkowo warto włożyć bawełniane skarpety (podobno wzmacnia to efekt działania maseczki). Początkowo uczucie jest bardzo przyjemne, później niestety już mniej. Aby płyn się nie rozlał, najlepiej się nie kłaść.
Dzień po założeniu maski stopy są miękkie, jednak z dnia na dzień robią się coraz bardziej suche, aż w końcu skóra zaczyna się łuszczyć (z niektórych miejsc odchodzi płatami). Trwa to od kilku do kilkunastu dni w zależności od kondycji stóp.
Dzięki takiej masce pozbędziemy się zgrubień skóry, a nasze stopy będą miękkie i gładkie. Aby nie zaprzepaścić tego efektu, po kuracji, codziennie podczas kąpieli stosujmy pumeks, a wieczorami smarujmy stopy kremem nawilżającym.
Jeśli nie jesteśmy do końca zadowolone z efektu, warto powtórzyć złuszczanie po 6 tygodniach.
Maski złuszczające można kupić w każdej aptece. Coraz częściej dostępne są też w drogeriach czy marketach. Cena w zależności od marki waha się od 10 do 30 zł za parę skarpetek złuszczających. Ja stosowałam jedne z tańszych, ciekawa jestem jednak efektu tych droższych.
Fot. Vaughan Leiberum