Spontaniczny ślub naszej czytelniczki

Swoimi wspomnieniami z organizacji ślubu postanowiła podzielić się z nami nasza czytelniczka Karolina. Jak to wyglądało u niej? Zapraszamy do lektury.

Witam,

chciałabym podzielić się z Państwem moimi wspomnieniami ze ślubu. Choć może to powinien być tekst zatytułowany „Jak nie należy się pobierać”, bo wszystko u nas było postawione na głowie.

Nasz ślub wynikł dość nieoczekiwanie i całkowicie spontanicznie. Od jakiegoś czasu rozmawialiśmy na temat ślubu, że dobrze by było w końcu zalegalizować ten nasz 6-letni związek, ale jakoś nigdy nie mogliśmy się zmobilizować do działania. Zawsze to była jakaś niesprecyzowana, odległa w czasie data. Wszystko zmieniło się w momencie kiedy postanowiliśmy kupić mieszkanie. Okazało się, że jako małżeństwo mogliśmy skorzystać z lepszej oferty. Tak więc długo się nie zastanawiając, stwierdziliśmy że pora się pobrać. Czasu było mało, bo umowa kredytowa i kupna mieszkania była już podpisana i trzeba było szybko dostarczyć akt ślubu. Zaczął się więc wyścig z czasem.

Niestety zakup mieszkania zbiegł się w czasie z najgorętszym okresem ślubnym czyli lipcem. W żadnym Urzędzie Stanu Cywilnego (w naszym rodzinnym mieście ani w tym w którym mieszkamy) nie było już wolnych terminów aż do września, a dokumenty musieliśmy dostarczyć do 1 sierpnia. Poradzono nam więc, aby pojeździć po USC w okolicznych, małych miejscowościach i  tak też zrobiliśmy.

Początkowo wyznaczono nam termin na przepisowy miesiąc do przodu, ale po namowach i prośbach, pani w urzędzie wcisnęła nas na termin za tydzień. Tydzień!!! Nie mieliśmy wyjścia, zgodziliśmy się.

Szybki telefon do rodziców. Na drugi dzień mieliśmy już rezerwowany stolik w hotelowej restauracji, w której pracuje mój, jeszcze wówczas przyszły szwagier. Na uroczystości byli tylko nasi rodzice, świadkowie i rodzice chrzestni.

Nasze ślubne „kreacje” kupiliśmy w sieciówkach. Sama również się malowałam i czesałam. Do ślubu zawieźliśmy się sami swoim samochodem. Za fotografa robił kolega z pracy męża, a za zespół - pan grający na fortepianie w restauracji.

Do dziś nie wierzę, że wpadliśmy na taki genialny pomysł i śmiejemy się sami z siebie. Po ślubie musieliśmy dzwonić po rodzinie i znajomych, aby im powiedzieć, że się pobraliśmy, bo nie było czasu, by wcześniej rozsyłać jakiekolwiek zaproszenia czy powiadomienia. Później wielokrotnie rodzina i znajomi namawiali nas byśmy wzięli ślub kościelny i urządzili normalne wesele, bo jak to tak. Ale nam ten nasz spontaniczny ślub podobał się i przynajmniej będziemy mieli co wnukom opowiadać ;) Bo prawda jest taka, choć to może straszny banał, że nieważne jest jak i gdzie, ale z kim. A wszystko inne to sprawa drugorzędna, warto o tym pamiętać zwłaszcza w nerwowym okresie przygotowań do ślubu.

Niedawno minęła nasza piąta rocznica ślubu.

Fot. Kevin Sumual