MDziubek93 u mnie jest identyczna sytuacja!! Jak przyjeżdżamy to słyszymy: "o państwo przyjechali". Nigdy nie powiedziała DZIECI. Jak tam jedziemy to jesteśmy gośćmi. Mój mąż nie ma w domu nawet swojej szafki, a jak przyjdzie do niego jakiś list na ich adres to jest tyle krzyku, bo przecież już tam nie mieszka. Oddała mu też wszystkie rzeczy z dzieciństwa, jakieś świadectwa, pamiątki. Nieważne, że mieszkamy na stancji i nie mamy gdzie tego trzymać. Moi rodzice pokochali mojego męża, traktują go jak swojego syna. Jak przyjeżdżamy, to mama gotuje jego ulubione dania, kupuje zapas cukierków (Karol uwielbia słodycze
). Jak wyjeżdżamy to daje nam kilka reklamówek wałówki, żebyśmy sami nie musieli nic kupować i gotować. A teściowa? Najlepiej by było gdybyśmy jeszcze sami kupili i jej ugotowali.
Myślę też, że teściowa jest zazdrosna o relacje swojego syna z moimi rodzicami. Ale gdyby ona była inna, traktowała nas jak swoje dzieci, chwaliła nas (ciągle słyszymy, że Karol jest za gruby, że mieszkamy w norze, samochód to grat, a jego jest beznadziejna) to byśmy chętniej tam przyjeżdżali. Zdarzają się sytuacje, że jedziemy do moich rodziców i nawet nie mówimy teściom, że jesteśmy.