Moje dziecko – pies

Dom bez zwierząt jest dla mnie pusty. Sama wychowałam się wśród psów, kotów, papug i chomików. Zwierzęta uczą dzieci wrażliwości i obowiązku. Coraz częściej zaobserwować jednak można, że zwierzęta są traktowane jako dzieci, zwłaszcza wśród młodych małżeństw.

Tak też jest i u mnie. To moje „psie dziecko” i nie krępuję się tego mówić na złość babci czy teściowej. Nie raz słyszałam „grzeszysz jak tak mówisz!” albo „głupoty gadasz!”Całą swoją matczyną miłość przelewam na niego, bo prawdziwych, „ludzkich dzieci” nie mamy.

Nawet moi rodzice tak pokochali naszego psiaka, że zawsze gdy przyjeżdżamy wołają „o! Wnusio przyjechał!”. Niezwykle miła jest świadomość, że dla kogoś nie jest się wariatem i w razie wyjazdów nasz pupil może mieć doskonałą (babciną) opiekę.

Kocham mojego psa, ma u nas szczególne względy, ale nie traktuję go jak małego człowieka. Spotkałam się z młodymi kobietami wożącymi swoje psy w wózkach dla dzieci czy ubierającymi swoje pupile codziennie w nowe ubrania. To akurat dla mnie normalne nie jest. Pies to nie zabawka, nie powinno się go więc w ten sposób męczyć – tak, ubieranie czapek to męczenie.

Normalne jest dla mnie kupowanie dobrej jakościowo karmy, spanie z pupilem, czy przytulanie się. Chociaż nazywam go moim „psim dzieckiem”, to gdy przychodzą znajomi z dziećmi uważam na niego. Wiem, że nie ma w sobie ani krzty agresji, ale z uwagi na swoją masę mógłby dziecku zrobić krzywdę. To jednak pies i ma swoje instynkty.

Wiem, że wielu ludzi patrzących z boku uważa takich jak my za wariatów. Warto spojrzeć na to z innej strony. Może wiele par nie może mieć dzieci i w ten sposób rekompensuje sobie tę pustkę? Zwierzak to też doskonałe przygotowanie do dziecka. W końcu to też życie, za które odpowiadamy… Gdy pojawi się dziecko, pies może być prawdziwym towarzyszem.

Fot. candelabrumdanse