Kurczę, w moim życiu pojawiło się jakieś nowe, niekomfortowe uczucie. Obawiam się, że to po prostu zazdrość.
Ale od początku. Mój mąż ma dwóch braci. Najstarszy jest już żonaty od kilkunastu lat, ja od 5 lat jestem żoną najmłodszego, a średni, do tej pory "samotny wilk" ochajtał się tego lata.
Pierwsza synowa nie jest zbyt lubiana przez teściów, stosunki są poprawne. Ja żyję z nimi w zgodzie - jest miło, ale z dystansem - nagrabiłam sobie trochę nieprzyjęciem nazwiska męża i własną wizją wesela, a raczej jego braku

Fakt, nie jestem ideałem, a ona na razie się takim wydaje. Generalnie lubię dziewczynę i cieszę się, że średni brat w końcu sobie kogoś znalazł, ale ta zazdrocha tak mierzi...
Liczę, że któraś z Was miała podobnie i mnie trochę pocieszy, że nie jestem sama z takimi myślami...