U nas było tak: z zaproszonych 120 osób pojawiła się połowa, ale to było właściwie idealnie, bo marzyliśmy o małym ślubie, ale ze względu na liczną rodzinę nie mogliśmy sobie na taki pozwolić. A ułożyło się to wszystko samo i całkiem fajnie.
Mieliśmy też kilku dodatkowych gości, np. znajomych, którzy zawiadomienie zinterpretowali jako zaproszenie, albo chłopaka kuzynki zaproszonego ustnie, jak dowiedzieliśmy się o jego istnieniu - ponieważ jednak lista gości zmalała nam o połowę, każdego "nadprogramowego" gościa witaliśmy z otwartymi ramionami (oczywiście o tym, że się pojawią wiedzieliśmy wcześniej, nikt nie pojawił się niezapowiedziany w dniu ślubu).